| 
              
                Sztuka cierpienia nie jest
                  tu nieznana. Ponieważ jest to sztuka
                  niezwykle popularna, może nawet najpopularniejsza w
                  kraju zapłotnym
                  i zaekrannym, i wysoce tam ceniona, może nawet
                  najwyżej, trudno nie
                  wiedzieć o jej istnieniu, tym bardziej, że wystarczy
                  wystawić
                  głowę ponad płot i za ekran i wszędzie dookoła ją
                  widać.  
              Tu jednak nie jest uprawiana, ani nie jest przedmiotem kolekcjonowania. Tam się cierpienie uwielbia i czci, a tu ma się je nieomal za nic. Tam się uważa, że ono uszlachetnia, tu że prowadzi do degeneracji. A to tylko dwie strony tego samego płotu. Fascynujące. Któż by chciał umierać za Liberlandię? Jedyny który by mógł za nią umrzeć, nie może tego zrobić, bo wtedy ona umrze, zatem byłoby to męczeństwo kompletnie bez sensu. Natomiast o sztuce smucenia się, czyli zmARTwieniu, trudno powiedzieć, że jest tu nieznana. Nie uprawia się jej jednak tak powszechnie jak w kraju zapłotnym i zaekrannym, gdzie mówi się w języku, chyba jedynym takim, w którym w zmartwieniu widzi się sztukę, chociaż, co dziwne, albo wcale nie dziwne, słowo ART jest przybyszem z dość dalekich stron i nie wiadomo dlaczego zagnieździło się właśnie tak. Co więcej, w śmierci też się je widzi.  |