Jest taki kraj bardzo daleko
                  stąd aczkolwiek trudno określić jak
                    daleko, albowiem jeszcze trudniej określić gdzie
                    miałoby być to „stąd”, w którym mieszkają
                  ludzie mający ogromne zamiłowanie do porządkowania i
                  klasyfikowania. Mają, na przykład, bardzo dokładnie
                  ustalone co można grać o danej porze dnia, jakie
                  dźwięki, jakie skale, jakie rytmy. Rytmy, skale i
                  dźwięki też oczywiście mają dokładnie skatalogowane,
                  posegregowane i ponazywane. Każdą dziedzinę życia mają
                  tak uporządkowaną – pewnie dlatego pierwsza rzecz jaka
                  rzuca się w oczy, kiedy się do tego kraju przyjeżdża
                  to nieprawdopodobny chaos i bałagan. Oczywiście, to
                  może być tylko pozór, wrażenie powodowane odmiennością
                  barw, kształtów i zapachów.... Mają też uporządkowane
                  życie osobiste. To znaczy: składa się ono z pięciu
                  etapów czy są jakieś podetapy i
                    podpodetapy tego nie wiem, ale należałoby się tego
                    spodziewać. Pierwsze trzy są dosyć oczywiste
                  i znane właściwie wszędzie, a dotyczą one dzieciństwa,
                  młodości i wieku dojrzałego. Ich banalność nie jest
                  zbytnio interesująca. Czego nie można powiedzieć o
                  etapie czwartym, który opisany jest tak: kiedy już
                  zobaczycie dzieci swoich dzieci, pora byście porzucili
                  życie rodzinne, udali się do lasu, tam zbudowali sobie
                  chatkę, żywili się tym co da wam las i oddali się w
                  spokoju medytacji. Jeszcze bardziej fascynujący wydaje
                  się etap piąty, ostatni: kiedy nadejdzie stosowny
                  moment, należy porzucić schronienie i wyruszyć w
                  świat, stać się suchym liściem, który wiatr ciska w
                  różne strony, raz tu, raz tam....  
                Pięknie! Choć
                    to tylko ideał dla zbyt wielu zbyt idealny, stąd w
                    tamtejszych lasach zdecydowanie więcej tygrysów niż
                    kontemplujących staruszków.  
                Eh! Pięknie byłoby odejść i
                  zniknąć.
                    Kiedy tak sobie pomyślałem: wcześniej czy później?
                    Nie wiem. Ale czułem się tak, jakby ta myśl, taka
                    wizja, była w mojej głowie od dawna, cały czas,
                    gdzieś sobie leżała, wysoko na półce poza zasięgiem,
                    aż z niej spadła na skutek różnych drgań, wstrząsów,
                    podmuchów i przeciągów.  
                Łatwo pisać. Łatwo sobie
                  wyobrażać. Łatwo szastać metaforami i swobodnymi
                  wizjami.  
                Jak to moje zniknięcie miałoby
                  wyglądać? Dokąd miałbym pójść? Na pustynię żółtą czy
                  białą? Na białej zapewne prędzej zamieniłbym się w
                  bryłę lodu. Na tej żółtej umarłbym z głodu i
                  pragnienia, a potem wysechł na wiór, o ile wcześniej
                  coś by mnie nie pożarło.... Czy o takie zniknięcie mi
                  chodzi? No i jak się dostać na taką
                    pustynię: tak po prostu wyjść z domu i pójść TAM?
                    przecież to kilka tysięcy kilometrów – a co się
                    będzie działo po drodze? strach pomyśleć....
                  Każda wersja zakłada jednak, że będę wystarczająco
                  sprawny, żeby oddalić się całkiem żwawym krokiem. A co
                  jeśli wcześniej, zanim podejmę decyzję o odejściu,
                  dopadnie mnie jakiś udar i odbierze władzę w nogach
                  albo całkiem zamieni w roślinę? Więc musiałbym odejść
                  wystarczająco wcześnie. Czyli kiedy? Już teraz? Chyba
                  trochę za wcześnie. No ale potem może być za późno...
                 
                I kolejna wizja: oto pustynia
                  pełna znikających staruszków, gdzie nie pójdę tam
                  znikający staruszkowie i staruszki. Tłumy
                  znikających.... Zniknąć w tłumie znikających? Przecież
                  to żadna przyjemność....  | 
             
               
                
             |