Same spółgłoski.
          Samogłoski w domyśle. Zatem trzeba się domyślać.
          Najpierw trzeba sprawdzić, czy to wszystkie spółgłoski.
          Niewykluczone przecież, że są w tym słowie takie, których nie
          widać, bo nie zostały zapisane, pozostają w domyśle, więc
          jakby są, ale ich nie ma.
          Niewykluczone również, iż te cztery są główne, dlatego
          widoczne, zaś te mniej ważne są niewidoczne, właśnie ze
          względu na swoją mniejszą ważność. Dlaczego jednak miałyby być
          mniej ważne? Dlaczego w słowie SPRinT spółgłoska n miałaby być mniej ważna od
            pozostałych czterech? Albo z w słowie SPRzęT? To jest znacznie bardziej
            nierozsądne, wręcz głupie i niedorzeczne (raczej
            niedopiśmne), niż ukrywanie samogłosek. Chyba że mamy do
            czynienia z językiem o zdecydowanej przewadze spółgłosek nad
            samogłoskami – istnieją
takie
            i one gardzą samogłoskami, uważają, że te są niegodne zapisywania, skoro
            i tak wszyscy wiedzą o które chodzi, gdyż to jasno wynika z
          kontekstu, choćby spółgłoskowego... A tu nie wynika. Bo
            kontekstu nie ma (poza
            tym spółgłoskowym, dosyć niejasnym jak to bywa w przypadku
            pojedynczego, izolowanego słowa). Pusto dookoła. Jakże pusto... Bo gdybyśmy mieli do czynienia
            z językiem o zdecydowanej przewadze samogłosek nad
            spółgłoskami, to wtedy moglibyśmy nie pisać spółgłosek (wtedy w Kraju Długiej Białej Chmury jej
            nazwę zapisywano by
            bezspółgłoskowo, o tak: AOEAOA
            – na szczęście
            nikt tam niczego nie zapisywał). Tu mamy jednak do czynienia z
            językiem o przewadze spółgłosek, lecz nie aż takiej, by
            mówić o niej zdecydowana
              lub ogromna.
              Ot, po prostu przewaga. Zatem ukrywanie także spółgłosek,
              i to ukrywanie wybiórczo-spontaniczne, spowodowałoby aż
              nadto poważne zakłócenia w czytaniu, wręcz zamieniło je w
              mozolne rozwiązywanie zagadek. SPRT też jest zagadką, lecz
              jej rozwiązanie sprowadza się raczej do wyboru jednej z kilku
              możliwości. Co bardziej wymaga sprytu niż łamania głowy.
          
          SPRyT
             Chyba
              nie o spryt tu chodzi, choć na takim pustkowiu by się
              przydał.
          
          SpiRyT To słowo jest jakieś
          niepełne. Przekręcone? Raczej utrącone.
          
          eSPRiT To słowo jest pełne, lecz
          nie z tego języka. Byłoby z tego (jako nazwa), gdyby dodać do
          niego słowo Nouveau. To jednak byłoby za dużo,
          stanowczo za dużo.
          
          SPaRTa Tu? Teraz? O nie. Na
          pewno nie. Sparta już była. Choć historia lubi się powtarzać,
          to przecież nic nie zdarza się dwa razy.
          
          eSPeRaT
              Czyżby miało chodzić o przeciwieństwo desperata?
          
          SPoRT O! O! O właśnie. I jeszcze ten
          układ. Kolisto-wiatrakowy. Sugerujący właśnie to domyślne O. I
          cień kontekstu, czyli stadion nieopodal.
          
          Zatem niech będzie SPORT.
          Czy sportem jest rozwiązywanie takich rebusów?