. . . . . . .
          . .
          Czy tu jest gaz?
          Nic nie syczy... Więc chyba nie ma. Rozumiem, że chodzi o gaz
          ziemny. Jeśli tak, to najpierw musiałaby tu być ziemia, a takowej
          chyba tu nie ma. Chyba – czyli nie wiadomo. Może jest, może
          jej nie ma. Jeśli jest to gdzie? Co mogłoby być ziemią w
          Liberlandii? Co jest ziemią w Liberlandii?
          To mógłby też być gaz gnilny. Żeby był gaz gnilny, musiałoby
          być coś co by gniło. Czy w Liberlandii coś gnije? Zapewne są
          jakieś zgniłe myśli. Zgniłe uczucia. Jakaś zgnilizna moralna
          też by się gdzieś znalazła... Czy to wystarczy?
          Ale jakieś bagna by się znalazły. Gdzieś powinny być. A nad
          bagnami tu i ówdzie ogniki świadczące o obecności jakiś gazów
          co kłębią się w bagnistej bezdenności i uchodzą na
          powierzchnię niesfornymi bąbelkami, czasami zabierając ze sobą
          paskudną, strupieszałą materię.
          Ropa naftowa?
          Nikt jej nie szukał. Zatem nie wiadomo. Warto by sprawdzić.
          Czy nie warto? Gdyby była, to wszystkie A
          zamieniłyby się w naftowe szyby. Czy to byłoby dobrze czy źle?
          A węgiel?
          Może będzie. Bo jeśli jest las
          (bo jest) i jeśli w tym lesie jest bagno (może jest – las jest
          duży i gęsty, więc mogą w nim być różne rzeczy), to kiedyś
          będzie torfowisko. I kiedyś też będzie węgiel. Brunatny i
          czarny. Ale to kiedyś. Nie wiadomo kiedy. Za długo trzeba by
          czekać. Któż by takie czekanie wytrzymał...
          Zatem jakaś rzeka. Najlepiej rwąca, pędem zlatująca z dużej
          wysokości... W ogóle jakaś woda. Niespokojna. Wzburzona.
          Ruchliwa... Tak. Woda byłaby znacznie, znacznie lepsza...
          Rzeka jest, ale leniwa. Tak leniwa, że aż trudno zauważyć, że
          płynie. Morze też podobno
          jest, ale zupełnie spokojne. Jak jezioro. Fale ledwie
          chlupoczą. Pływy niedostrzegalne. Chyba nawet ich w ogóle nie
          ma. Wodospadów też nie ma. Gejzerów i fontann też. Za to jest
          pustynia.
          O! Pustynia mogłaby się na coś przydać. Jeśli tylko hulają po
          niej wiatry i przesypują nieustannie ziarenka piasku... No i
          słońce.... Cóż – słońce.
          Raz świeci. Raz nie świeci. Więcej nie świeci niż świeci.
          Częściej Liberlandia pogrążona w ciemnościach, niż skąpana
          światłem..... Ale te nieustannie przesypujące się ziarenka
          piasku. To bardzo ciekawe. Pod warunkiem, że nieustannie.
          Nieustanność – to ważne. Bardzo ważne.
          A wiatry wieją?
          Ach wiatry, wiatry, wiatry.... Znowu te marzenia o wiatraku.
          Choćby małym na dachu... Ale te wiatry tu jakieś niemrawe.
          Niby silne, niby huragany i wichury, a nic nie łopocze,
          niczego nie porywają, niczego nie tarmoszą....
          To może chmury? Wszak
          chmury ciągle płyną. Płyną i płyną i nic z tego ich płynięcia
          nie wynika poza zasłanianiem słońca. Więc gdyby tak coś im
          podczepić, kazać im coś ciągnąć, coś kręcić, coś pocierać....
          Chmur tu chyba nie ma żadnych. Albo jest jasno, albo ciemno.
          Albo te chmury są jakieś zupełnie inne i gdzie indziej trzeba
          ich szukać. Nie na niebie..... Bo czy tu jest niebo? Jeśli jest, to
          jest białe. Raczej białe. Najczęściej białe. Chmury na nim
          kolorowe i nie płyną. Jeśli są.
          To co tu jest? A jakieś atomy są? Żeby je rozbijać, albo
          łączyć...
          Atomy? To tak jakby kropki? O, kropek tu dużo, bardzo dużo.
          Mnóstwo kropek. I kresek też.
          To co tu właściwie jest? Kropki. Kreski. Znaki. Kształty.
          Figury. Litery. Słowa. Zdania..... A jeśli to jest, to jest i
          gaz, i bagno, i węgiel, i puszcza, i wichury, i burze, i
          wzburzone morza, i pioruny, i huczące wodospady..... Wszystko
          jest.
          Lecz te kropki, kreski, kształty, figury, litery, słowa,
          zdania.... wszystko to jest nieruchome. Żaden z nich pożytek.
          A co się kłębi? Co jest w wiecznym ruchu, w nieustannym
          płynięciu, pędzeniu? 
          Myśli.
          Pomyślmy zatem o energii myśli.
          Tak. To mogłoby być niewyczerpanym źródłem energii dla
          Liberlandii.
          . . . . . . . . . . . . . . .
          A te myśli – co to takiego?
          Czym jest Liberlandia: słowami czy myślami? wyrazami czy
          ideą?...... Układem słów gotowym do wykonania pracy? Lecz
          jakiej pracy? . . . . . . . I już się kłębi. Już się gmatwa.
          Gonitwa. Przepychanie. Tarcia. . . . . . . Gdyby od każdego
          takiego skłębienia, od każdego kroku, od każdego stuknięcia
          palcem w klawisz uszczknąć choć odrobinę tej straconej energii
          – każdy mógłby wtedy sam sobie ogrzać i oświetlić własne
          państwo . . . . . . . 
          
          Maszyneria umysłu napędzana energią myśli. Perpetum mobile.
          Tak by było, gdyby umysł istniał poza mózgiem.
          Bzdury, bzdury, bzdury. Samonapędzające się bzdury. Jedne
          bzdury napędzające drugie bzdury. Oto prawdziwe perpetum
            mobile.
          
        <<<